Paweł (Demens) to chłopak mojej dobrej znajomej. To jeden z moich kolegów, który zaraził się muzyką. Nie znam tego świata, chociaż bardzo mnie ciekawi. Nie wiem jak stworzyć beat i jak skomponować kilkuminutową melodię. Domyślać się mogę co do tekstu. Tekstem bawię się od dziecka. Podziwiam i doceniam ludzi, którzy mają pasję. Powtarzam to ciągle. Sama dzięki pasji oddycham. To dodaje skrzydeł. Pozwala się na chwilę uwolnić. Postanowiłam zobaczyć jak to jest kiedy pasją jest muzyka. Przyjrzeć się trudnościom. Dopytać o cały mechanizm powstania kawałka i płyty.
Co daje Ci muzyka? Kiedy poczułeś, że jest to typowo „twój obszar”? I najważniejsze – gatunek. Jak doszło do tego, że horrorcore i nu metal to gatunek, z którym się identyfikujesz?
– Najważniejsze jest to, że spełniam się w tym, co aktualnie robię. Za dzieciaka słuchałem przeróżnego rodzaju utworów. Jak większość szukałem siebie – jednak zawsze na obszarze muzyki. Od dziecka chciałem związać się z muzyką. Słuchając mieszałem gatunki i to pozwoliło mi trafić na nu metal. Poczułem, że to gdzieś zawsze we mnie siedziało, w tym odnalazłem ukojenie. Długo walczyłem z własnymi demonami – najbardziej pomaga mi takie „wyrzyganie” tego, co siedzie we mnie, a czego boję się powiedzieć komuś prosto w oczy.
Jak wygląda zabawa z tekstami? Jaką rolę ma pełnić? Przekaz dla innych, czy wyrzucenie z siebie emocji?
– Czasami z marszu jak się obudzę siadam do pisania i po godzinie, dwóch trzech mam gotowy tekst. Po prostu wstajesz i widzisz gdzieś w głowie to, co chcesz stworzyć. Zdarza się też oczywiście tak, że jeden kawałek męczy mnie kilka dni. Wówczas wczuwam się w konkretną wizję, tworzę scenariusz, dużo czytam o np. seryjnych zabójcach i to pozwala mi doszlifować cały tekst.
Tekst dla mnie, cała kompozycja to historia, która niekoniecznie zdarzyła się osobiście, ale która może dotknąć każdego. To właśnie chcę pokazać. Niezależnie w co wierzymy, jakie mamy upodobania, kolor skóry – każdy z nas jest w stanie obudzić w sobie bestię. Tak działa nasza psychika. Rzućmy przykładem – komuś umiera bliska osoba, ktoś zostaje zamknięty. Takie sytuacje sprawiają, że przestajemy kontrolować emocje.
Przez długi czas nie potrafiłem wyrzucić z siebie emocji. Szukałem stylu, z którym mógłbym się w stu procentach utożsamić. Walczyłem z rzeczami, których nie życzyłbym nikomu. Moja muzyka to swego rodzaju prywatna terapia. Odnajduję w niej ukojenie. Jednocześnie jest to coś, co chciałbym przekazać innym.
Kiedy narodziła się myśl o płycie? Jak wygląda cały proces jej tworzenia?
– Był to długotrwały proces. Podobnie jak przy tworzeniu pojedynczych kawałków. Mam cały projekt ułożony w głowie. Wszystko to epki, czyli pierwsza - „Jeb to epe” wspólny projekt, podczas którego narodziła się wizja aktualnej „HoRRySzoł”. Oba się pokrywają i uzupełniają. Jeden jest kontynuacją drugiego.
Wcześniej tak naprawdę nie skupiałem się typowo na stworzeniu płyty. Dużo ćwiczyłem, pisałem i nagrywałem. Wrzucałem wszystko w internet poddając pod opinie, które jak się okazało były przeróżne. Większość komentarzy, które pojawiały się to tak naprawdę zawiść, a nie konstruktywna krytyka. To ludzie nie znający się na muzyce. Nie przejmowałem się nimi i tak od dziesięciu lat drążę w tym i drążę. „Horry szoł” to grubszy i prawdziwy projekt.
Kiedy czujesz, że to co nagrałeś jest dobre? Jak to potwierdzasz?
– To trwa naprawdę długo. Już samo tworzenie kawałka to długi proces. Nie lubię z marszu napisać i nagrywać kawałka. Wolę na każdym etapie pisania i nagrywania odłożyć go na kilka dni, ponownie się przysiąść i poprawić wszystko, co mi nie pasuje. Wtedy jestem pewien, że projekt jest zamknięty. Długofalowe prace są zdecydowanie lepsze. Człowiek nabiera dystansu do tego, co się stworzyło i może na nowo spojrzeć „świeżym okiem”. Oczywiście w całym tym procesie ważna jest dla mnie opinia mojego mentora – Pawła Czaczkowskiego z 323 Studio (którego oczywiście pozdrawiam!). Przez rok nagrywania w jego studio wiele mnie nauczył. Jestem teraz bardziej otwarty na to jak mogę pisać i co umieścić w danym tekście, czy kawałku. Także pole manewru dzięki niemu stało się większe.
No właśnie – na twojej drodze pojawił się ktoś bardziej doświadczony, kto wziął Cię pod skrzydła i pokazał nowe możliwości. A jak to jest jak muzykę na własną rękę tworzy się w domowych warunkach?
– Na pewno obserwując różne style, podglądając chociażby w internecie nauczysz się tego jak pisać teksty, jak robić beat'y. Ostatnio bardzo modne jest powielanie innych. Najważniejsze to odnaleźć się.
Nawet jeżeli nie wychodzi to znaleźć w sobie zapał i dalej nad sobą pracować. Znaleźć się w tym co się robi – o to głównie chodzi, kiedy człowiek próbuje swoich sił w danej dziedzinie. W studio uczą Cię jak masz to dobrze pokazać, na wyższym poziomie.
0 komentarze